Tuż po pełnym sukcesów oscarowym wieczorze Law Roach, najpopularniejszy stylista gwiazd, ogłosił, że rezygnuje z kreowania wizerunku znanych osób. Za swoją pracę, m.in. z Zendayą, był wielokrotnie nagradzany i doceniany, jednak nawet u szczytu kariery był zmęczony i nieszczęśliwy.

W styczniu tego roku, równie niespodziewanie Jacinda Arden, premierka Nowej Zelandii, zapowiedziała, że nie będzie ubiegać się o kolejną kadencję. Oddała swojej pracy całą siebie, a przede wszystkim czas swój i swojej rodziny – łącznie 15 lat życia, bo tyle spędziła w parlamencie. Na czele rządu stanęła jako najmłodsza kobieta na świecie i będąc premierką, urodziła swoje pierwsze dziecko. Aż przyszedł moment, kiedy poczuła, że to wszystko, że już nic więcej nie ma do zaoferowania.

Na naszych oczach upada mit pracy marzeń. Tej – idąc tropem „Diabeł ubiera się u Prady” – za którą miliony dziewczyn dałoby się zabić, oraz konceptu, który wieki temu ukuł chiński polityk i filozof Konfucjusz: „Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w twoim życiu”.

W wydanej w 2021 roku książce „Work Won't Love You Back: How Devotion to Our Jobs Keeps Us Exploited, Exhausted, and Alone” Sarah Jaffe nazywa ideę Konfucjusza obietnicą bez pokrycia i pozbawia nas złudzeń – choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo kochali naszą pracę, ona nigdy nie odwzajemni tych uczuć. I nie powinniśmy tego od niej oczekiwać. Szczególnie że system kapitalistyczny nie jest stworzony, by kochać. Ale by zarabiać, także na naszych pasjach i marzeniach.

Praca z miłości

Przez długi czas w historii ludzkości miłość zarezerwowana była wyłącznie dla domu i bliskich, a praca była... pracą. Jak podkreśla Jaffe, kilka dekad temu, gdy większość ekonomii skupiona była wokół przemysłu, nikt nawet nie wpadłby na to, by kochać swoją pracę. Nie oczekiwano od pracowników fabryki Forda, by kochali składać samochody. Do pracy chodziło się, by zarobić.

Wraz z rozwojem rynku nastąpiły zmiany w tym podejściu, którymi sterowały wielkie firmy. Pod przykrywką pasji i pracy marzeń wymagały od swoich pracowników więcej, strasząc, że konkurencja zajmie ich stanowisko, tym samym oczekując nadgodzin i pełnego poświęcenia.

Do dziś z idei pracy marzeń najbardziej korzystają wielkie korporacje, przekonując, że praca może być sensem życia.

Wiele miejsc wykorzystuje młodą i ambitną energię, współpracowników nazywa rodziną, przywiązuje do siebie, oferując darmowe lunche, żłobki czy firmową siłownię. Mami prestiżem, dając ułudę spełniania marzeń.

Zobacz także:

Idąc tym tropem, Anna Helen Petersen w „Can't Even: How Millennials Became the Burnout Generation” pisze, że to pożądanie cool pracy, takiej którą się pasjonujemy, sprawia, że niektóre stanowiska są przez nas gloryfikowane. W ich imię tolerujemy nadużywanie siebie i innych, pracujemy za niewielkie pieniądze, z bezpłatnymi nadgodzinami, w drogich miastach, gdzie w korkach tracimy wiele godzin. Wreszcie – w nastawionych na rywalizację organizacjach, w których oczekuje się, że będziemy jeszcze dziękować za to, że w ogóle tam jesteśmy. Pasja i radość często przysłaniają nam złe strony pracy.

Tak zostaliśmy wychowani. Większość Millenialsów i przedstawicieli pokolenia Z dorastała w przekonaniu, że praca powinna być czymś więcej, dawać spełnienie, satysfakcję. Wierzymy, że dzięki ambicjom, skończeniu szkoły, poświęceniom i wysiłkowi możemy osiągnąć wszystko, o czym marzymy, a więc że znajdziemy także pracę, która będzie naszą pasją lub pasję, która przyniesie nam pieniądze. Wizje te – wyidealizowane, toksyczne i stresujące – przez ostatnie dekady podsycała popkultura, media, motywacyjne poradniki, znani CEO, rodzice i nauczyciele.

Koncept pracy marzeń powoduje w nas presję, że praca musi przynosić szczęście i spełnienie – mówi mi dr Malwina Puchalska-Kamińska, psycholożka i wykładowczyni Uniwersytetu SWPS. – Dobrze wiemy, że w rzeczywistości tak nie jest, bo każda praca wiąże się z jakimś wysiłkiem. I nawet jeśli mamy bardzo dopasowane do siebie zajęcie, zgodne z tym, co chcieliśmy robić, to i tak będą zdarzać się gorsze dni, a znalezienie pracy marzeń nie sprawi, że wszystko będzie idealne –  dodaje.

Jako przykład psycholożka podaje osobę, która zawsze chciała być lekarzem i która mimo pracy w wymarzonym zawodzie będzie doświadczać ciężkich i emocjonujących momentów, jak chociażby towarzyszenie komuś w umieraniu. Warto wspomnieć tutaj także pielęgniarki, ratowników medycznych czy nawet nauczycieli i wszystkie te zawody, które kojarzymy z powołaniem. Niestety, nawet ono nie uchroni nas przed zderzeniem z niewydajnym systemem i brakiem godnych warunków pracy. Podobnie jest z osobami, które założyły własną firmę i przez długi czas poświęcają się w imię wymarzonego biznesu, nie mają dni wolnych i czasu na chorowanie. Praca marzeń, jak każda inna, może być zwyczajnie męcząca i frustrująca. Rób to, co kochasz, a i tak będziesz pracować codziennie i do końca życia – pisze Anne Helen Petersen. Wtóruje jej Tim Cook, obecny dyrektor generalny Apple – bo jeśli będziesz robić to, co kochasz, to będziesz pracować jeszcze ciężej, niż możesz to sobie teraz wyobrazić, choć plusem jest, że przyjdzie ci to z większą łatwością.

Jednak jak pokazują badania, to osoby najbardziej zaangażowane, a więc te kochające swoją pracę, najmocniej narażone są na wypalenie zawodowe. Obsesyjna pasja do pracy może powodować konflikty i rozczarowania, zwłaszcza kiedy dochodzimy do ściany, a praca marzeń zawodzi nasze oczekiwania.

Jak mówi mi dr Malwina Puchalska-Kamińska, praca marzeń to toksyczne przekonanie, ale przekonania na szczęście można zmienić. Według niej najważniejsze jest, by pracować zgodnie ze swoją motywacją, a kluczem do szczęścia jest to, by wiedzieć, czego się potrzebuje. Czy spełniamy nasze marzeni,a czy rodziców, a może oczekiwania społeczeństwa? Młodzi ludzie czują presję żeby wybrać od razu dobrze, żeby trafić w miejsce, które będzie idealne, zauważa Puchalska-Kamińska. Oprócz tego, ciągle się zmieniamy i rozwijamy, więc nasz wybór z początku drogi zawodowej może jeszcze ulec kilka razy zmianie.

Z jednej strony bowiem praca marzeń wiąże się często z marzeniami z dzieciństwa (kim chcę zostać jak dorosnę?). Z drugiej zaś dla niektórych oznaczać będzie sukces i pieniądze. Ludzie mogą mieć trzy różne motywacje do pracy, tzw. ukierunkowania zawodowe. Pierwsze z nich jest na pracę i dotyczy ludzi, którzy w ogóle nie mają konceptu pracy marzeń w głowie. Praca jest po to żeby się utrzymać i takie osoby gdyby mogły, nie pracowałyby, tłumaczy Puchalska-Kamińska. Drugie ukierunkowanie jest na karierę i te osoby pracują, by podwyższać swój status. Trzecie natomiast jest skierowane na misję i te osoby wykonując swoją prace czują, że jest ona dla nich jakimś rodzajem powołania. Dlatego gdyby wygrały w totolotka i tak by pracowały, bo ma to dla nich duże znaczenie. Co ciekawe, wszystkie trzy zależności występują w każdej z grup zawodowych – od nauczycieli po duchownych, dodaje.

Praca to nie ja

Esther Perel, amerykańska psychoterapeutka, porównuje pracę do zdrowej relacji romantycznej, od której przecież nie oczekujemy, że zapewni nam wszystko. Do pełni potrzebujemy także innych: rodziny i przyjaciół. Podobnie powinno być z pracą. Wciąż jednak definiujemy się poprzez to, co robimy, przedstawiamy się nowym osobom swoim zajęciem, na pracy zawodowej budujemy swoją tożsamość. Tam też często szukamy przynależności oraz spełnienia najważniejszych życiowych potrzeb.

Możemy więc kochać to, co robimy, ale nie musi nas to określać. Jesteśmy czymś więcej niż naszą pracą, więc rozsądne jest realizację zainteresowań i hobby zostawić na czas poza firmą. To uchroni nas przed poczuciem, że gdy stracimy pracę, stracimy siebie. Ludzie mogą – i często tak jest – doświadczać poczucia sensu w pracy. I to jest super, ale nie powiedziałabym, że jest to wtedy praca marzeń, ale wynikowa wysiłku, który się wkłada, samoświadomości, elastyczności i obserwowania siebie. Podążania za tymi zmianami, które się we mnie dzieją, doświadczania. Sensowna, wystarczająco dobra, choć trudna do zbudowania praca jest więc możliwa, mówi dr Puchalska-Kamińska.

Czy w takim razie naprawdę trzeba kochać swoją pracę? Można, ale nie trzeba. Praca przede wszystkim powinna być jak najmniej męcząca, nie przekraczać naszych granic i nie rujnować zdrowia oraz pozwalać nam na utrzymanie. Kropka. I w pełni okej jest mieć do niej całkowicie transakcyjne podejście – pieniądze za wykonaną robotę. Odejście od postrzegania pracy jako czegoś wymarzonego i nadającego życiu znaczenie jest uwalniające, bo pozwala nam rozejrzeć się wokół i zawalczyć o rzeczy, które są prawdziwie dla nas ważne i potrzebne. Po godzinach.


Korzystałam z artykułów opublikowanych w m.in. „Stylist”, „The New York Times”, „Allure”, „Refinery29”, „Wall Street Journal”, książek „Work Won't Love You Back: How Devotion to Our Jobs Keeps Us Exploited, Exhausted, and Alone”, „An Ordinary Age: Finding Your Way in a World That Expects Exceptional”, „Can't Even: How Millennials Became the Burnout Generation”, „I Didn't Do the Thing Today: Letting Go of Productivity Guilt” oraz podcastu magazynu „The Cut”.