Za narodzinami przycisku „Like” stały same dobre zamiary. Jeden z jego twórców, Justin Rosenstein, w dokumencie „The Social Dilemma” z 2020 roku wyznał, że motywacją do jego wymyślenia była chęć szerzenia na świecie pozytywnego nastawienia oraz miłości. Bo w końcu lubienie czegoś budzi miłe skojarzenia. Poza tym oryginalnie lajkowanie miało podbijać algorytm, dzięki któremu zauważone przez nas treści wyświetlały się także naszym znajomym, którzy następnie również je lajkowali, kontynuując łańcuszek zaangażowania. W efekcie wszyscy spędzaliśmy na platformach coraz więcej czasu, a ich właściciele mogli wyświetlać nam coraz więcej reklam, pobierać nasze dane i zarabiać. Jednak zespół, który powołał do życia symboliczny kciuk w górę, nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, jak wielki wpływ będzie mieć to pozornie nieszkodliwe lajkowanie.

Przycik: Lubię to wcale nie taki pozytywny

„Nie braliśmy tego pod uwagę, że nastolatki mogą wpadać w depresję, gdy nie będą miały wystarczającej liczby polubień, lub że mogłoby to prowadzić do polaryzacji politycznej” – powiedział Rosenstein. Już kilka lat temu badanie wykonane na zlecenie Royal Society for Public Health nazwało przycisk „Like” jedną z najbardziej toksycznych funkcji w mediach społecznościowych. Przed nią znalazły się tylko tzw. treści triggerujące – przypominające negatywne lub drastyczne przeżycia.

Czy od mediów społecznościowych można się uzależnić?

Co do tego nie ma już dzisiaj wątpliwości – platformy społecznościowe zostały zaprojektowane tak, by uzależniać. Ich mechanizm stworzono po to, by manipulować emocjami, zabierać i kontrolować naszą uwagę, sprawiać, że będziemy chcieli scrollować oraz publikować więcej i więcej. Dlatego algorytmy, bazując na naszych zachowaniach, decydują, jakie treści pokazywać nam jako pierwsze. Te, na które potencjalnie najchętniej zareagujemy. Cały pomysł opiera się na bardzo prostych ludzkich potrzebach – kontaktu z innymi oraz poszukiwaniach uznania, a także na systemie nagród. Za każdym razem kiedy otrzymujemy polubienie, komentarz czy jakąkolwiek inną reakcję, w naszym organizmie następuje wyrzut dopaminy. Badania sprzed kilku lat potwierdziły, że gdy dostajemy dużą liczbę lajków, w mózgu aktywują się te same obszary co podczas jedzenia czekolady, uprawiania seksu albo wygrywania pieniędzy. Daje to jedynie chwilowe poczucie przyjemności i w żaden sposób nie zaspokaja naszych głębszych potrzeb. – Dodawanie i otrzymywanie lajków czy oczekiwanie na reakcje jest mocno związane z układem mezolimbicznym, a więc układem nagrody odpowiadającym za wydzielanie dopaminy. Powoduje to, że oczekujemy takiej reakcji nawet mocniej i z większą ekscytacją niż reakcji „w realu”. To z kolei wiąże się z tym, że chcemy być akceptowani, zauważeni. W internecie poszukujemy aprobaty znacznie śmielej niż w relacjach twarzą w twarz, bardzo często pokazując wykreowaną wizję nas samych i naszej rzeczywistości – tłumaczy Joanna Podgórska, doktorka nauk biologicznych w dyscyplinie biochemia ze specjalnością neurochemia. Ekspertka i autorka książki „Tak działa mózg” dodaje również, że już samo oczekiwanie na lajka powoduje wzrost dopaminy i realnie wiąże się z rozwinięciem behawioralnego uzależnienia, które może w mózgu dawać podobne zmiany lub aktywacje jak w przypadku uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Jednak istotną różnicą między uzależnieniem od substancji a uzależnieniem od social mediów, gier wideo czy hazardu jest to, że nie substancja powoduje uzależnienie, ale nagroda i uczucie, które ona wywołuje. Stąd w przypadku wielu osób pościg za lajkami staje się wręcz obsesyjny. Cały ten proces pierwszy prezes Facebooka, Sean Parker, nazywa sprzężeniem zwrotnym, w którym dochodzi do społecznej walidacji i który wykorzystuje słabe punkty ludzkiej psychiki. „Wynalazcy, twórcy – czyli ja, Mark [Zuckerberg], Kevin Systrom z Instagramu, ci wszyscy ludzie – jesteśmy tego w pełni świadomi. A mimo to się na to zdecydowaliśmy… To dosłownie zmienia twoje relacje ze społeczeństwem, relacje między ludźmi. Zapewne też w trudny do określenia sposób wpływa na produktywność. Bóg jeden wie, co to robi z mózgami naszych dzieci” – przyznał. Nie bez znaczenia jest tutaj równie uzależniający mechanizm kar (m.in. brak reakcji lub negatywne komentarze), o czym w swojej książce „Dziesięć powodów, dla których powinieneś natychmiast usunąć swoje konta z mediów społecznościowych” pisał Jaron Lanier. Social media są nieprzewidywalne i nigdy nie wiemy, jaką – i czy w ogóle – nagrodę tam dostaniemy. Jej widmo i szansa na jej zdobycie sprawiają, że nie możemy przestać sprawdzać Instagramu, TikToka czy Facebooka. To jak z grami pieniężnymi – wygramy albo nie.

Media społecznościowe a stany lękowe 

Zdarzyło ci się skasować zdjęcie, które nie okazało się wystarczająco popularne? Myślisz o lajkach, zanim coś opublikujesz? Sprawdzasz, jak radzą sobie twoje posty? Nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Często przejmujemy się bardziej tym, co inni zobaczą na naszych profilach, niż tym, czy lubią nas w życiu realnym. Lajki są dziś bowiem narzędziem do zdobywania aprobaty społecznej. Publikujemy treści z nadzieją na pozytywny odzew. Każdy lajk to komplement, w dodatku policzalny i widoczny. Kiedy go dostajemy, wyrabiamy sobie nawyk publikowania kolejnych postów. Dla niektórych liczba polubień może być publicznym pokazaniem statusu, tego, czy jest się lubianym, zauważonym, ciekawym. Bywa, że na niej opieramy swoje poczucie wartości i akceptacji, ma więc ona ogromny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Jesteśmy bowiem niezwykle wyczuleni na punkcie bycia ocenianymi, konkurencji, tego, jak nas widzą inni. Nieustannie boimy się zostać z tyłu (patrz kupowanie lajków i kreowanie innego obrazu siebie). Pokłosiem tego jest przerażające poczucie bycia pomijanym, ignorowanym, niedocenionym przez internetową społeczność, gdy dostajemy mało polubień. Dlatego badacze od dawna alarmują, że social media negatywnie wpływają na pewność siebie, postrzeganie własnego ciała i ogólne psychiczne samopoczucie. Korzystanie z nich ponad dwie godziny dziennie (średnio tyle czasu Polacy spędzają na platformach społecznościowych) może zwiększać osamotnienie, podwaja ryzyko izolacji społecznej, zmniejsza poczucie bezpieczeństwa i daje dołujące wrażenie niedoskonałości, że inni mają lepiej, że ich życie jest fajniejsze. Tę presję nie do wytrzymania, dotyczącą wyglądu czy macierzyństwa, odczuwają głównie młode kobiety. Co więcej, dowiedziono, że korzystanie z SM rzutuje również na nasze samopoczucie fizyczne. W 2018 roku przeprowadzono badanie, w którym powiązano użytkowanie platform społecznościowych z zaburzeniami snu, które z kolei mogą prowadzić do m.in. utraty pamięci czy gorszych wyników w nauce. Na negatywne aspekty SM uwagę zwraca także dr Joanna Podgórska, podkreślając, że „częste korzystanie z social mediów, związane z dopaminowymi sygnałami, wzmaga wytwarzanie hormonu stresu kortyzolu i niestety nasila przebodźcowanie układu nerwowego, a w dalszym rozrachunku daje chroniczne zmęczenie, przewlekły stres i w skrajnych przypadkach stany lękowe czy depresję”. Jeżeli czujesz, że część z tego jest o tobie, warto zrobić sobie przerwę, poczytać książkę, pójść na spacer, zarezerwować czas na inną aktywność niż bezcelowe scrollowanie. Możesz też ukryć lajki, jeśli za bardzo przejmujesz się tym, czy ludzie sprawdzają, jak radzą sobie twoje posty, albo jeśli za bardzo skupiasz się na tym, ile polubień mają inni. Opcję wyłączenia widoczności lajków wprowadzono na Instagramie w 2021 roku. Miała ona zdjąć z użytkowników presję i sprawić, że korzystanie z serwisu będzie w mniejszym stopniu oparte na konkurencji i porównywaniu się. Eksperci uznali, że na to jest już za późno i sama funkcja to raczej plaster na otwartą, jątrzącą się ranę.

Pełną wersję artykułu przeczytacie w najnowszym numerze Glamour z Sandrą Kubicką na okładce: