Kiedy zdecydowałaś, że będziesz pisać?
Kiedy byłam dzieckiem przez moją głowę przewijały się wszystkie możliwe zawody świata, z których do najciekawyszych zaliczałam: łyżwiarkę figurową, fryzjerkę oraz panią robiącą twaróg. Kiedyś na koloniach zaliczyliśmy wycieczkę do pobliskiej mleczarni, w której pewna pani opowiedziała nam jak się robi ser i nawet to pokazała. Uznałam ją za najbardziej fascynującą kobietę na świecie. I na pytanie nauczycielki co chcemy robić w przyszłości, odpowiedziałam z uśmiechem: twaróg. Ale ostatecznie zostałam dziennikarką. Pewnego dnia widząc ogłoszenie o konkursie na książkę w jednym z kobiecych pism, usiadłam i napisałam Macochę, moją pierwszą powieść. Na konkurs jej nie wysłałam, bo nie zdążyłam dokończyć. Ale dotarła do mojego pierwszego wydawcy Zysk i S-ka w Poznaniu, który po tygodniu zadzwonił i oznajmił: „wydajemy”. I tak to się zaczęło.

Jakie są Twoje rytuały związane z pisaniem?
Zawsze powtarzam, że praca pisarza jest taka, jak każda inna. Trzeba wstać, zmobilizować się, przysiąć na czterech literach i odpalić komputer. I pisać. Pisać codziennie, po trochu, czasem dziesięć stron, czasem jedno zdanie. Ale pisać. Nie szukać wymówek, nie wmawiać sobie, że nie mamy weny. Mamy. Tylko czasem sami jej nie dopuszczamy do głosu, bo przecież wkoło czeka tyle ważnych zajęć. To nie jest tak, że pisarz cały dzień leży na kanapie i nagle w porywie wielkiego natchnienia chwyta za gęsie pióro, by zapisać swoje złote myśli. Te myśli nieustannie krążą po głowie, trzeba się tylko zmobilizować, by przelać je na papier. Nie mam też żadnych rytuałów typu zjedzenie siedmiu orzeszków, przytulenie się do drzewa oraz taniec na golasa na łące, zanim zasiądę do pisania książki. Po prostu siadam i zaczynam pisać, bo to chyba lubię najbardziej.

Czy wiesz, jak skończy się książka, kiedy stawiasz pierwsze zdanie?
Tak, ale nigdy nie wiem, jakimi ścieżkami dojdziemy do końca. To rodzi się w trakcie pisania.

Czy bohaterowie/bohaterki Twoich książek dostają Twoje wspomnienia/przeżycia?
Żaden z bohaterów moich książek nie jest stuprocentowym odbiciem jednej, konkretnej osoby w rzeczywistości. Nie jest również mną. To zlepek różnych postaci, różnych osób, które spotkałam w życiu i w których dojrzałam coś, co mnie zastanowiło. Tak rodzi się pomysł na książkowego bohatera. W trakcie pisania dostaje on kolejne cechy, które niekoniecznie są cechami tylko jednej osoby. To bardziej taki patchworkowy stwór różnych osobowości. Oczywiście od siebie biorę najwięcej.

Czy zdarza się, że nie lubisz swoich bohaterów?
Chyba każdy autor częściowo wyposaża swoich bohaterów w cechy podobne do siebie samego. To może być czasem jakaś drobnostka, która jest dla nas charakterystyczna lub którą w sobie bardzo lubimy. Albo wręcz przeciwnie – której nie znosimy, więc, żeby stawić czoła naszym złym nawykom, opisujemy to w książce, żeby dokładnie zobaczyć jacy jesteśmy. Więc czasem faktycznie nie przepadam za którymś z bohaterów, chociaż próbuję go jednak jakoś „ulpeszyć”, naprawić i zrozumieć.

Czy krytyczna recenzja jest lepsza od braku jakiejkolwiek?
To zależy. Kiedyś ktoś dał mi jedną gwiazdkę i napisał – drażniła mnie główna bohaterka. Ale z całą pewnością lepiej jest być zauważonym, nawet negatywnie, niż zlekceważonym.

Sztuczna inteligencja to dla Ciebie jako pisarki zagrożenie czy szansa?
Sprawdziłam jak AI radzi sobie w temacie konstruowania powieści, opisów, przedstawiania bohaterów. Owszem, jakoś sobie radzi, ale to jest bardzo dalekie od emocji, którą potrafi stworzyć pisarz. Bo to żywy człowiek ma swój własny styl, sposób pisania, umiejętności kreowania bohaterów, nadawania książce siły. AI jest przy tym po prostu nijaka. Przynajmniej na razie.

Co w zawodzie pisarki lubisz najbardziej, a co sprawia Ci dyskomfort?
Najbardziej lubię samą pracę. Najważniejsze to chcieć pisać. Ale nie dlatego, aby być sławnym, pojawiać się w telewizji i kolorowych magazynach, dostawać karteczki uwielbienia od innych, prezenty i miłosne wyznania. To jest skutek uboczny, można go lubić mniej lub bardziej, gorzej, kiedy tylko wokół tego kręci się nasze życie. Pisać trzeba lubić. Chcieć. I nie zastanawiać się czy dopadnie nas sława, tylko czy naprawdę chcemy opowiedzieć jakąś historię. Ja uwielbiam je opowiadać. A dyskomfort? Ciągły brak czasu. Życie życiem swoich bohaterów. Głowa zaprzątnięta myślami, co dalej, jak zakończyć wątek, jak rozwiązać problemy, w którą stronę pójść. Niekończąca się gonitwa myśli.

Fragment recenzji lub opinii czytelników, który pamiętasz do dziś?
„Dziękuję za powieść (Nie)miłość. To dzięki niej wyrwałam się z toksycznego związku”.

Czy pamiętasz swoją pierwszą samodzielnie wybraną książkę?
Pamiętam samodzielnie wybraną z półki u mamy. „Sztuka kochania” Wisłockiej. 😊


Fot. Julita Pająk