Serial „Sex Education” z Asą Butterfieldem, Emmą Mackey, Ncutim Gatwą i Gillian Anderson w rolach głównych odniósł niebywały sukces na całym świecie. Niestety, właśnie dobiega końca, ale zostawia nas z czymś absolutnie ważnym - serią lekcji o tym, jak trudne jest dojrzewanie i to wcale nie tylko to przypadające na wiek nastoletni. Asa Butterfield, odtwórca roli Otisa Milburna opowiada, jak produkcja zmieniła go zawodowo i prywatnie, za czym najbardziej będzie tęsknił i co zaskoczy nas w finałowym sezonie.

Asa Butterfield: Nie uciekamy się do banałów, nie odgrywamy typowych scenek z „komedii o nastolatkach”

Jak się czujesz po zakończeniu zdjęć do ostatniego sezonu serialu Sex Education?

Asa Butterfield: To jedna z tych rzeczy, na które latami się przygotowujesz, no i w końcu to się dzieje. Najpierw wydaje się to prawie nierzeczywiste: gdy kręcimy, nigdy nie wiemy, czy ten sezon będzie ostatni, czy nie. Teraz też tego nie wiedzieliśmy w trakcie zdjęć. Zawsze zostawiamy lekko uchyloną furtkę do kontynuacji. Wydaje mi się jednak, że w czwartym sezonie bardzo dobrze zamknięto poszczególne wątki, a widzowie powinni być bardzo zadowoleni. 

To słodko-gorzkie uczucie, bo ten serial przez ostatnie cztery czy pięć lat stanowił tak wielką część naszego życia. Przykro jest żegnać się z postaciami, które towarzyszyły nam przez tyle czasu. Z drugiej strony myślałem sobie: „może to właściwy moment, by zająć się czymś innym?” — i sądzę, że właśnie tak jest. Cieszę się, że tylu osobom przypadło do gustu to, co wspólnie zrobiliśmy, że w życiu naszych postaci było coś, co do nich przemówiło. To naprawdę trudna sztuka. Możemy więc mówić o ogromnym szczęściu i jestem za to naprawdę wdzięczny.

Czy zaczynając pierwszy sezon, wyobrażaliście sobie, jak bardzo ten serial poruszy widzów?

Nie mieliśmy pojęcia. Nie da się tego przewidzieć, to po prostu niemożliwe. Ale świetnie, że tak się stało.

Co Twoim zdaniem jest tajemnicą jego sukcesu?

Zobacz także:

To kilka różnych rzeczy. Moim zdaniem liczy się szczerość, z jaką opowiadamy te historie, przedstawiamy te postacie. Nie uciekamy się do banałów, nie odgrywamy typowych scenek z „komedii o nastolatkach”. Sądzę, że idziemy pod prąd oczekiwań wielu osób co do tych postaci i tego, jak toczą się ich historie. Scenarzyści stworzyli coś naprawdę mocnego i zabawnego. Nie ma tu taryfy ulgowej: serial jest szczery, prawdziwy, bliski widzom i wspaniale wyreżyserowany.

Ben Taylor [reżyser sezonów 1–3] odegrał dużą rolę w przekazaniu nam tej wizji na początku pierwszego sezonu. Wyjaśnił nam, jak jego zdaniem to wszystko ma działać i jakie reakcje powinno wywoływać. Tego trzymaliśmy się przez wszystkie pozostałe sezony i to właśnie ta wizja była w centrum wszystkiego — to dzięki niej zyskaliśmy swobodę i pewność siebie potrzebną, by wczuć się w te postacie i zrobić to, co zrobiliśmy.

Styl serialu czerpie z wielu różnych kinowych i telewizyjnych przebojów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Jak Ci się to podobało?

Bardzo! Sądzę też, że dzięki temu właśnie serial odniósł taki sukces międzynarodowy, bo wygląda jak coś trochę nie z tego świata. Nie ma typowej brytyjskiej ani amerykańskiej atmosfery. To była taka nostalgiczna wycieczka w przeszłość, do filmów z czasów Johna Hughesa, które od zawsze były moją wielką inspiracją. Każdy te filmy zna i każdy może się w nich odnaleźć. Całość jest trochę przerysowana, ale ostatecznie chodzi o to, co przeżywamy jako ludzie, i dlatego właśnie można się z tym naprawdę utożsamić.

Czy zabrałeś sobie jakąś pamiątkę z planu?

Nie, ale poprosiłem o „swoją” kurtkę i spodziewam się, że kiedyś mi ją przyślą!

Jest tak charakterystyczna dla Otisa, że jeśli wyjdziesz w niej na ulicę, nie opędzisz się od ludzi…

No tak, może powinienem ją przerobić na czapkę. Nie wiem. Nie wiem, co z nią zrobię, nie wybiegałem tak daleko w przyszłość.

Asa Butterfield ujawnia sekrety 4. sezonu „Sex Education”

Czego możemy się spodziewać w tym sezonie, jeśli chodzi o losy Otisa?

Ma teraz małą siostrzyczkę i radzi sobie z tym nieźle. Jednak wyzwaniem dla niego jest to, że jego mama, Jean, nie do końca odnajduje się znów w roli „młodej mamy”. Przez to na nim spoczywa duża presja wzięcia na siebie tych obowiązków. Wydaje mi się, że trudno mu pogodzić szkołę, życie osobiste i do tego jeszcze rolę starszego brata. Miło za to zobaczyć tę jego inną stronę, gdy musi dorosnąć i być trochę bardziej odpowiedzialnym.

Jest taki fajny moment, gdy Otis mówi do Jean „traktujesz mnie jak dorosłego, ale ja nadal potrzebuję mamy”. Czy to może być pewne podsumowanie tego sezonu? Że Otis jest zawieszony gdzieś pomiędzy byciem chłopcem a mężczyzną?

Tak, wciąż jeszcze musi dorosnąć, a my w tym sezonie obserwujemy ten proces. Widzimy to nieustanne przyciąganie i odpychanie w relacji między nim a Jean, to, jak zmieniają się ich wzajemne potrzeby. Otis bywa nieco samolubny i niecierpliwy. Jego relacje z mamą wciąż bywają burzliwe, pojawiają się między nimi spięcia. Teraz do tego dochodzi nie tylko małe dziecko, ale też siostra Jean, Joanna, co tworzy jeszcze bardziej wybuchową mieszankę!

Powiedz coś więcej o jego ciotce Joannie.

Jest przezabawna. Naprawdę fajnie, że ją wprowadzono. Jean i Jo często wbijają sobie szpilki, ale w ten sposób dowiadujemy się dużo o przeszłości i rodzinie Jean, a to bardzo ciekawe.

Jean zawsze była bardzo „pozbierana”, a jednak w tym sezonie widzimy, jak zaczyna się sypać, prawda?

O, tak. Każda z postaci pokazuje się nam w tym sezonie z nowej strony, bo znajduje się w nowych sytuacjach. Ale gdy się dostrzega powagę bycia rodzicem, a przy tym czuje, że nie nawiązało się więzi z dzieckiem, że nie jest się gotowym na te wszystkie nowe obowiązki, można stracić grunt pod nogami.

Jak Otis radzi sobie w nowej szkole?

Na scenę wkracza masa nowych postaci, a zawsze ciekawie jest obserwować, jakie zawirowania tworzy to w ekranowych relacjach, które już znamy. Nowe osoby w szkole są nieco inne i nieco inaczej myślą, a przez to i Otis musi zmienić podejście. Początkowo nie jest mu łatwo, ale ostatecznie jest to dość zabawne.

Jak w tym sezonie rozwija się relacja Otisa z Erikiem?

To chyba najbardziej burzliwy okres w ich relacji jak do tej pory, co było naprawdę trudne do zagrania, bo Ncuti i ja świetnie się dogadujemy. Uwielbiamy razem występować i spędzać ze sobą czas, przez co jest nam trudno, gdy między naszymi postaciami coś się nie układa. Nie lubimy tych momentów, kiedy nie możemy po prostu dobrze się ze sobą bawić, ponieważ jesteśmy ze sobą blisko i tak wygląda nasza prawdziwa relacja. Z drugiej strony dzięki temu możemy na wiele sobie w tych scenach pozwolić, co też nie jest złe.

Moim zdaniem to wychodzi na dobre ich relacji, bo daje Otisowi i Ericowi okazję do rozmów, jakich wcześniej nie prowadzili, do zobaczenia się nawzajem z takiej strony, jakiej wcześniej mogli nie chcieć zobaczyć. Dotychczas ich więź opierała się na wspólnej zabawie, nie potrafili prowadzić ze sobą żadnych głębszych rozmów, takich, które mogłyby być trudne. W tym sezonie granice się przesuwają, a obie postacie bardziej się otwierają, co mnie cieszy.

A co staje się kością niezgody?

Otis robi się trochę zazdrosny, gdy Eric zbliża się do nowej, lubianej grupy w Cavendish, zwanej „The Coven” — Sabat. Ma poczucie, że coś go omija, a Otis potrafi być obrażalski i drażliwy, więc to prowadzi do rozłamu między nimi.

Co w tym sezonie dzieje się między Otisem a Maeve?

Ona wyjechała do Ameryki, są więc bardzo daleko od siebie, a do tego jej powrót nie jest wcale przesądzony. Wiele się między nimi zmienia i oboje muszą zastanowić się nad tym, czego naprawdę chcą.

Serial Sex Education nigdy nie uciekał od trudnych spraw i tematów tabu. Czy jest coś, z czego jesteś szczególnie dumny?

Jestem bardzo dumny z całej ekipy. Praca nad tym serialem nie była łatwa. Na przestrzeni lat poruszaliśmy różne delikatne tematy, kręciliśmy w lepszych i gorszych czasach, także w czasie pandemii, a do tego nie brakowało bardzo intymnych scen. 

Docierały do mnie reakcje ze strony widzów w różnym wieku, z różnych części świata, u których ten serial znalazł jakiś oddźwięk. Wydaje mi się to bardzo rzadkie, bardzo wyjątkowe. Nie jestem pewien, jak nam się to udało, ale zrobiliśmy coś naprawdę wyjątkowego.

Spodziewam się, że widzowie, zwłaszcza ci z młodszych pokoleń, będą długo wspominać nasz serial. Mam nadzieję, że te postacie dają fanom siłę, że pokazujemy bliską im rzeczywistość i ważne dla nich problemy, pozwalając im poczuć, że to, co przeżywają, jest normalne, jest w porządku, że każdy przez to przechodzi. Z tego, co wiem, wielu widzom ten serial dał coś ważnego. Porusza wiele tematów, ale w tym wszystkim chodzi o miłość, ciepło i przyjaźń. Jest nie tylko o dorastaniu, ale też o tym, jak być dorosłym. Są tu postacie, w których każdy może się przejrzeć, z którymi każdy może się utożsamić, i to jest wyjątkowe.

Czy potrafisz wybrać swój ulubiony moment?

Najbardziej lubiłem tę bliską współpracę z grupą bardzo utalentowanych osób przez te cztery lata. W tym czasie rozwinęły się nasze więzi, przyjaźnie i umiejętności aktorskie, co jest dla mnie naprawdę cudowne i niepowtarzalne. Moja relacja z Ncutim to coś, co zostanie ze mną na zawsze, ze względu na to, jak ważna była dla całej historii i dla naszych postaci. Sceny z nim — gdy jeździliśmy na rowerach albo po prostu wygłupialiśmy się na szkolnym korytarzu — zawsze należały do moich ulubionych. Te chwile zawsze będą miały szczególne miejsce w moim sercu.

Sam Taylor/Netflix