W biografiach o niezwykle silnych postaciach jej autorstwa – himalaistce Wandzie Rutkiewicz (Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz, 2017), przyrodniczce Simonie Kossak (Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak, 2015), himalaistce Halinie Krüger-Syrokomskiej (Halina. Dziś już nie ma takich kobiet, 2019) oraz o założycielu MONAR-u Marku Kotańskim (Kotański. Bóg Ojciec. Konfrontacja, 2021) – niezmiennie zaczytują się rzesze czytelniczek i czytelników.

1. Kiedy zdecydowałaś, że będziesz pisać?

Gdy po ukazaniu się mojej książki pt. „Simona” o Simonie Kossak, która trafiła do rąk wielu czytelniczek i czytelników okazało się, że mogę dalej pisać i z tego żyć, zostawiłam z radością pracę w telewizji i zajęłam się wyłącznie pisaniem. To wtedy właśnie podjęłam taką decyzję. A generalnie pisałam od zawsze. W klasie maturalnej wygrałam ogólnopolski konkurs literacki, organizowany przez Muzeum Literatury, a po maturze zaczęłam pisać do różnych gazet, zanim napisałam „Simonę” publikowałam jako freelancerka m.in. w „Wysokich Obcasach”, „Pani”, czy w „Zwierciadle”.

2. Jakie są Twoje rytuały związane z pisaniem?

Piszę w ciszy. Wszystkie niemal książki napisałam w swoim domu na wsi pod Warszawą, gdzie jest spokój, cisza i widok z okien na ogród. Wydawało mi się do niedawna, że muszę mieć takie warunki, by się skupić, ale okazało się, że niekoniecznie. Moja ostania książka powstała w mieszkaniu w mieście, blisko dworca kolejowego, z widokiem na miasto. Lubię mieć na pewno porządek na biurku, gdy piszę, notatnik i długopis obok komputera, by sobie czasem coś rozrysować. I filiżankę herbaty.

3. Czy zdarza się, że nie lubisz swoich bohaterów?

Nie. Zdarza się, że się nimi wielokrotnie rozczarowuję w czasie pracy, tak jak to było w
przypadku Wandy Rutkiewicz, czy Marka Kotańskiego, ale gdy zaczynam chodzić czyimiś
śladami to zawsze z entuzjazmem, sympatią i chęcią, by z nimi pobyć. Wybieram postaci
dużego formatu z dużymi dokonaniami, o których chcę napisać książkę, by o nich
przypomnieć, czy opowiedzieć inaczej niż wiedzieliśmy o nich do tej pory. To oczywiste, że
odkrywam różne rzeczy na temat tych osób, tym bardziej, że zawsze też wybieram postaci
wielowymiarowe. Nie zdarzyło mi się jednak po napisaniu żadnej biografii, żebym
powiedziała o kimś: nie lubię.

Zobacz także:

4. Czy krytyczna recenzja jest lepsza od braku jakiejkolwiek?

Nie wiem, nie przyglądam się jakoś szczególnie temu, jak recenzje wpływają na zachowania czytelnicze, bo rozumiem, że o to chodzi w tym pytaniu. Mam różne doświadczenia. Kiedyś ukazała się krytyczna recenzja na temat mojej „Wandy” w opiniotwórczym tygodniku, którego czytelnicy na pewno sięgają po książki, a „Wanda” okazała się hitem wydawniczym, sprzedałam do niej prawa do filmu, została przetłumaczona na język hiszpański i litewski, dostałam po niej najwięcej listów od czytelników. O mojej „Halinie” też jeden z krytyków napisał coś negatywnego, a za tę książkę dostałam z kolei najwięcej nagród.

5. Sztuczna inteligencja to dla Ciebie jako pisarki zagrożenie czy szansa?

Mam na ten temat różne myśli, ale generalnie jako osoba pracująca w terenie, odkrywająca wielu rozmówców myślę sobie, że nie szybko stanie się tak, że będzie ona miała wpływ na moją pracę.

6. Co w zawodzie pisarza lubisz najbardziej, a co sprawia Ci dyskomfort?

Dyskomfort sprawia mi czekanie zimą o 5.00 na dworcach na spóźniające się pociągi, gdy próbuję dotrzeć do swoich rozmówców albo do archiwów w różnych miejscach, które są czynne do 15.00. A poza tym lubię wszystko: zarówno etap zbierania materiałów, czyli researchu i tej przygody, która zaczyna się, gdy startuję z pracą nad nową książką jak i potem pisania, czyli takiego zamknięcia trochę w domu, gdy siedzę przy biurku.

7. Fragment recenzji lub opinii czytelników, który pamiętasz do dziś?

Kiedyś dostałam prezent od Kory Jackowskiej, której spodobała się moja „Simona”, to były ręcznie malowane przez nią koty, nie tylko pamiętam tę recenzję i dodała mi ona skrzydeł, bo Kora była jak wiadomo wytrawną czytelniczką, ale trzymam w domu ten prezent jak relikwie. Pamiętam też list od jednego z himalaistów, który napisał mi, że dowiedział się z książki „Wanda” nie tylko mnóstwa nowych rzeczy o Wandzie, która była jego koleżanką, jak i o swoich kolegach. O Wandzie, rozumiem, ale że o kolegach?! Od himalaistów dostałam w ogóle dużo ciepłych słów z powodu „Wandy”, czy „Haliny”. Niezwykłe było dla mnie też to, gdy pacjenci Marka Kotańskiego opowiadali mi, że płakali czytając jego biografię.
8. Czy pamiętasz swoją pierwszą samodzielnie wybraną książkę?

Zupełnie nie! Myślę, że jako jedne z pierwszych czytałam „Baśnie” Andersena. Na pewno zaczytywałam się jako dziewczynka w „Dzieciach z Bullerbyn”, z wczesnego dzieciństwa pamiętam też książkę „O psie, który jeździł koleją”.