„Oszust z Tindera”: polskie wątki

Simon Leviev. To imię i nazwisko znają dziś chyba wszyscy w Polsce. Choć oficjalnie „Oszust z Tindera” nad Wisłą nie działał, to film o tym tytule, poświęcony największemu naciągaczowi w historii randkowania online, zawładnął sercami Polaków. Nic dziwnego: opowieść o mężczyźnie podającym się z potentata diamentów, dziedzica multimilionowej fortuny, porusza czułe struny.

Chyba przecież nie ma osoby, która nie chciałaby:

  • zakochać (z wzajemnością!) w „księciu”/„księżniczce”,
  • przeżyć iście filmowy romans, z prywatnymi odrzutowcami i luksusowymi hotelami w tle;
  • pożyć życiem do tej pory niedostępnym, zarezerwowanym dla „pięknych i bogatych”.

Na tych właśnie pragnieniach (wpojonych nam zarówno przez media tradycyjne, jak i społecznościowe), oparł swe modus operandi Shimon Hayut (aka Simon Leviev). Na Tinderze namierzał głodne miłości ofiary, następnie przychylał im nieba, a potem wpędzał w długi i znikał, od czasu do czasu tylko wysyłając do swoich eksdziewczyn groźby. Mimo że od kobiet wyłudził blisko 10 mln dolarów, wciąż nie odpowiedział za popełnione czyny – żyje na wolności i opływa w luksusy.

Piotr K. – polski ochroniarz „Oszusta z Tindera”

Na poły fascynująca, na poły szokująca historia z Shimonem Hayutem w centrum zdarzeń ma też polskie wątki. Mowa o ochroniarzu głównego bohatera, który w dokumencie Felicity Morris został sportretowany jako wierny towarzysz krętacza. Ochroniarz Peter to w rzeczywistości Piotr K. (na ekranie przez moment pada jego polskie nazwisko), który postanowił pozwać streamingowego giganta za bezprawne wykorzystanie wizerunku. Mężczyznę reprezentuje mecenaska Joanna Parafianowicz, a skan pisma napisanego przez nią i wysłanego do głównej europejskiej siedziby Netfliksa, trafił do sieci.

Na facebookowym profilu „Pokój Adwokacki” czytamy, że choć twórcy filmu „Oszust z Tindera” znali dane osobowe jej klienta (w dokumencie pokazano zdjęcie biletu lotniczego z jego nazwiskiem), nie skontaktowali się z nim ani nie poprosili o zgodę na wykorzystanie wizerunku.

Ponadto – zwraca uwagę prawniczka – Piotr K. został w dokumencie przedstawiony w jednoznacznie negatywnym świetle (na ekranie widzimy, że Leviev wykorzystywał swojego ochroniarza do manipulowania ofiarami) i nie dostał żadnej możliwości obrony.

Nie dano mu szansy, by odnieść się do sprawy i zajęcia względem jej treści stanowiska (potwierdzenia lub zaprzeczenia stawianym w materiale tezom oraz wypowiedzenia się o ewentualnej roli pokrzywdzonego w opisanym procederze lub jej zaprzeczeniu) – pisze mecenaska.

„Oszust z Tindera”: Polak żąda odszkodowania

Parafianowicz w rozmowie z mediami zaznacza także, że jej klient nie miał pojęcia o tym, co robi jego pracodawca. Budzące największe emocje nagranie z karetki przedstawiające pobitego Piotra K. – podkreśla prawniczka – było przez Levieva wykorzystywane bez wiedzy poszkodowanego.

Zobacz także:

Mecenaska zwraca także uwagę, że rolą bodyguarda nie jest ocenianie postawy moralno-etycznej klienta. Jak podała, Leviev i Piotr K. poznali się w Warszawie w 2015 roku i współpracowali ze sobą przez około dwa lata. Choć powierzone mu zadania jej klient wykonywał wzorowo, nie otrzymał wynagrodzenia za swoją pracę.

Z dnia na dzień został pozbawiony możliwości zarobkowania. (...) Stał się on mimowolnym bohaterem afery, której nie jest autorem, ale nadto – już zawsze będzie kojarzony z czynami, których podobno dopuścił się jego pracodawca – mówi prawniczka, dodając, że Piotr K. jest obecnie „w złym stanie psychicznym”.

W związku z tym Piotr K. domaga się od platformy Netflix:

  • dwóch milionów euro odszkodowania za doznaną krzywdę,
  • kolejnego miliona za pozbawienie go możliwości dalszego wykonywania zawodu ochroniarza,
  • przeprosin, które mają być dostępne na stronie głównej serwisu przez 60 dni.

Jak sądzicie, zasłużył na odszkodowanie?